Jednych odrzuca na widok
tylu stron zadrukowanego papieru... Innych przyciągają jak magnes... Nad
nadmiarem lub domniemanym brakiem czasu nie będę się rozwodzić. Dla
jednych są złem koniecznym. Dla innych są całym światem. Czy to wynika z
zaszczepionej w dzieciństwie miłości do czytania? Takim małym ziarenku,
które później wolno kiełkowało? Czy może z chęci przezwyciężenia nudy
bądź głodu poznania? Czy ma na to wpływ nasza wyobraźnia? Możliwość
budowania nie istniejących światów, które z każdą przewracaną stroną
nabierają pełnych kolorów? Czy jednak chodzi o ucieczkę od
rzeczywistości? Oderwanie się szarości dnia codziennego, przebywanie
przez te kilka godzin nie tu, ale tam? Trudno powiedzieć... Jest to tak
zwany temat rzeka...
Moje początki były trudne... Naprawdę szło jak po grudzie... Pies, który jeździł koleją, Karolcia, Plastusiowy pamiętnik, Ten Obcy, Robinson Crusoe...
Łatwo nie było... Może to jeszcze nie był ten czas... Ale jak są w koło
nas ludzie mądrzejsi i cierpliwi, to ziarno w końcu przyniesie owoc...
Potem nastąpił czas Mikołajka, Hobbita, Romea i Julii, Pana Tadeusza, Małego Księcia i wielu innych... A jak już mnie dopadło gdzieś w wieku 10-12 lat, to przeszło w chorobę nieuleczalną. ;) Po prostu, w pewnym momencie książki na dobre zadomowiły się w moim życiu. Dla mnie książki mają w sobie to coś... Coś co powoduje,
że można przy nich zniknąć na długie godziny... Coś co powoduje, że gdy
się je odkłada to w palcach, aż czuć mrówki i w końcu człowiek sięga po
nie raz za razem. A każda z nich ma w sobie coś niepowtarzalnego, czego
nie da znaleźć się w innej.
I choć w dzisiejszych czasach trudno o ich przetrwanie, bo książki giną gdzieś pomiędzy telewizją, komputerem, a konsolą, to jest jeszcze nadzieja, widziałam na własne oczy. Są jeszcze dzieci, które znikają na długi czas z książką w ręku. Dzieci, którym czytanie sprawia wielką przyjemność. Dzieci,
które lubią rozmawiać o książkach. Dzieci, które potrafią chodzić w księgarni od
półki do półki i zachwycać się nowymi tytułami. Dzieci, dla których biblioteka nie jest nieznanym miejscem. Czy trzeba
się bardzo napracować, aby zaszczepić w dzieciach pasję czytania? Trudne
pytanie... Czasem wystarczy małe ziarenko i trochę cierpliwości, a owoce mogą nas naprawdę zaskoczyć... A może znajdziemy nową rodzinną rozrywkę, której akcja przeniesie nas wszystkich do totalnie innego świata. W końcu dzieciństwo jest najlepszym czasem na poszerzanie granic horyzontów...
A może macie swoje ulubione książki z dzieciństwa, od których warto zacząć rodzinną przygodę z czytaniem?
To ja polecam serie na ulicy Czereśniowej! (np Wiosna na ulicy Czereśniowej) pozdrawiam, kasia
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDo nas na wakacje wpadł Detektyw Pozytywka i zapewnia małym obywatelom (8 i 10 lat) wiele rozrywki...
OdpowiedzUsuń